w sidłach uzależnienia

(Nikki)

               Kiedy wyszłam z biura koronera, czułam się odrealniona. Samochody mijały mnie, lecz nawet nie czułam podmuchu wiatru. Nie słyszałam pisku opon, tylko ostatnie słowa ,,kocham cię”. Nie docierał do mnie zapach pieczywa z pobliskiej piekarni. W ustach gościł smak soku zmieszanego ze śliną męża.

               Szłam w otumanieniu, potrącając przechodniów. Byłam w dziwnym transie, świecie. Tkwiłam w czymś, czego nie potrafię opisać. Stan ten przypominał uczucie zawieszenia, zamrożenia i zatrzymania się. Odłączenia się od rzeczywistości. Ciało stało się pancerną tarczą, która oddzielała świat wewnętrznych wariacji od bolesnych życiowych ciosów.

               Nie potrafiłam uronić ani jednej łzy. Tłumiłam złość oraz smutek. Ściskało mnie w żołądku, a jelita dzwoniły jak dzwony w Kościele. Wszystko ruszało się we mnie, lecz kierował mną automatyzm. Byłam jak maszyna, która kilka chwil temu, została posmarowana olejem. Żaden ruch nie był moją reakcją, za wyjątkiem tego, że mocno pociągnęłam drzwi najbliższego baru.

               Powitała mnie skrzypiąca podłoga i cisza, jakby świat miał umrzeć za kilka minut. Wciągnęłam mocno brzuch i wsunęłam się pomiędzy odrapanym stolikiem a czerwoną potarganą kanapą. Siedziałam bezczynnie i wpatrywałam się w tykający zegar, który wisiał na ścianie. Wskazówka systematycznie się przesuwała, a ja nie wiedziałam co mam zrobić ze swoim życiem, które zakończyło się kilka godzin temu.

– Co dla ciebie? – doleciało, prawie bezszelestnie.

– Podwójną…

Kostki lodu wydały charakterystyczny dźwięk, a młody barman posłał lekki uśmiech. Było we mnie tyle złości, że musiałam stoczyć wewnętrzną walkę, aby nie użyć siły. Mimo iż fizycznie byłam gotowa do walki, to nie wiem czy mój stan psychiczny, pozwoliłby na ciosy. Głowa zaczęła rządzić, niekoniecznie w porozumieniu z ciałem i całą resztą, która mnie otaczała.

Wystarczyły dwa duże łyki, aby whisky znalazła się w żołądku. Gorycz podwójnej porcji, lekko mnie otrzepała, lecz po chwili rozlało się ciepło. Uczucie, które na kilka sekund odrywa od wszelkich problemów. Chwila, która powoduje, że chce się więcej, że ma się wrażenie, że to jest lekarstwo na rozwiązanie wszelkich problemów. Po kilku porcjach, zapomniałam o stresie i dramatycznych wydarzeniach. Kręciło mi się w głowie, pojawiały głupkowate myśli i dziwna – nierealna radość. Euforia była tym czego potrzebowałam, a co spowodowało, że to był dzień w którym zaczęłam się staczać na dno. Wpadłam w uzależnienie, oszukując siebie oraz świat. Wystarczyło trochę alkoholu, aby kolejnym razem sięgnąć po więcej.

Stan upojenia alkoholowego pomagał przetrwać beznadzieje chwile. Nie widziałam innego rozwiązania, niż sięgnięcie po kieliszek…